straciłam przyjaciela...
Komentarze: 4
Nie wiem waściwie po co zaczęam pisać bloga.Zawsze uważaam,że to niezbyt mądre,a ja przeciez wszystko chce mieć tak beznadziejnie uporządkowane i mądre.Nie robię tego z czego nie będe mieć korzyści, żyje tak jak powinnam, tylko jeszcze czasem iskra życia, która tli sie gdzieś wśrodku chce sie wydostać.Chce być wtedy taka jak kiedyś,chce żyć nieprzyzwoicie, niemądrze,spontanicznie...chcę żyć , a nie tylko istnieć...
Wczoraj straciam przyjaciela.Nie umiem sie z tym pogodzić,..powiedzial, że mnie kocha i nie może tak dalej.A ja?Aja mu odpowiedziaam ,żeby poszedl lwytrzezwiec ,bo sie pewnie upil .Nie mogam ciągnąc tego tematu, nie moglam na niego patrzeć ,nie moglam go sluchać,nie moglam znieśc,że tracę (znowu)tak bliską mi osobę.Dwa lata,kiedy zawsze by przy mnie,pocieszal,bronil.Byl przy mnie kiedy przezywalam najgorszy okres swojego życia,kiedy myślalam, że juz się nie podniose ,że to juz koniec.To on pozwolil mi uwierzyc ,że cos jeszcze ma sens na swiecie.A ja czym mu sie odplacilam?- odtrącilam go...Ale nie moge inaczej...,moze lepiej, żeby mnnie znienawidzil,zeby zapomnial ,że istnieje.Ja tylko potrafie ranic ludzi ,na których mi zależy.
Dodaj komentarz